O co cho z literaturą erotyczną? Anaïs Nin Delta Wenus

09:44

Poniedziałkowy poranek to nie najlepszy moment na odpowiadanie na trudne pytania. Ale powiedzcie mi proszę: dlaczego i po co powstaje literatura erotyczna?
Pytam, ponieważ trudno jest mi znaleźć odpowiedź. Nie wykluczam, że - co bardzo prawdopodobne - nie jestem po prostu odpowiednim targetem książek z tej kategorii i moja zdolność pojmowania ich fenomenu jest bardzo ograniczona.




Seks jest fajny, ale naprawdę, lepiej go uprawiać, niż o nim czytać. Czyżby literatura erotyczna była rakiem w myśl powiedzenia, że na bezrybiu i rak ryba?
Na okładce książki napisano:
Anaïs Nin w przełomowej antologii opowiadań erotycznych wyczarowuje błyskotliwą kaskadę seksualnych doznań, tworząc własny i niepowtarzalny język zmysłów. Bada przestrzeń, która do tej pory była domeną pisarzy, nie pisarek. Jej zmysłowa i pełna pasji proza przywołuje esencję kobiecej seksualności w świecie, w którym tylko miłość ma znaczenie. Świat stworzony przez Nin jest wytworny i magiczny, a zamieszkujący go bohaterowie jej wyobraźni są targani najbardziej uniwersalnymi namiętnościami. Jest więc węgierski niebieski ptak, uwodzący zamożne kobiety i ulatniający się następnie z ich pieniędzmi; tajemnicza kobieta, skrywająca twarz za woalką, która wybiera swoje ofiary w restauracji; jest też paryska modystka Matylda, która postanawia porzucić męża dla opiumowych nocy w Peru.
Anaïs Nin erotyki pisała na zlecenie. Każdy po dolarze za sztukę. We wstępie do Delty Wenus, zbioru swoich erotyków napisała: "uświadomiłam sobie, że od wieków mieliśmy tylko jeden model tego gatunku literackiego - utwory pisane przez mężczyzn. Zdałam już sobie sprawę z różnicy, jaka istnieje pomiędzy męskim a kobiecym sposobem traktowania seksu".

Erotyczna proza Nin jest poetycka, delikatna i - co da się dostrzec bardzo wyraźnie - bardzo kobieca. Weźmy na przykład taki oto fragment:
Matylda zaczęła zastanawiać się, czy i ona mogłaby zaczerpnąć trochę miodu ze swego tajemniczego jądra. Palcami rozdarła drobne wargi sromu i poczęła głaskać je delikatnymi, kocimi ruchami, tam i z powrotem, jak czynił to Martinez swymi ciemnymi, pełnymi wigoru palcami. Przypomniała sobie te ciemne palce na swoim ciele - tak bardzo z nim kontrastujące - oraz ich grubość, która kazała spodziewać się raczej bólu niż przyjemności przy dotyku. A tymczasem... jak delikatnie potrafiły pieścić, pomyślała teraz, jak lekko pochwycił palcami jej wargi... tak jakby dotykał zamszu. Ujęła je tak jak on przedtem, palcem wskazującym i kciukiem. Druga, wolna ręka kontynuowała tymczasem pieszczoty. Ogarnęło ją to samo obezwładniające uczucie co wtedy, pod wpływem dłoni Martineza. Gdzieś z głębi napływała już słonawa wilgoć, zraszająca skrzydełka płci. (str. 35)
Umówmy się: język erotyki jest bardzo ubogi. Trudno pisać erotyczną prozę bez popadania w skrajności, o czym doskonale wiedzą ci, którzy kilka takich pozycji mają już za sobą. Albo są to opisy wulgarne i żenujące, z chujami, pizdami i puśkami na czele, jak miało to miejsce w przypadku książki Pieprzyć przyjaciół, albo opisy prawie medyczne. I jedne i drugie czyta się po prostu źle. Nin udowodniła jednak, że o seksie można pisać inaczej. Innym językiem i z inną wrażliwością. Mimo to pojawiło się w Delcie Wenus kilka fragmentów, które uznałam za niesmaczne. Na przykład ten, gdzie dorosły mężczyzna pozwala dziewczynkom (dziesięcio- i dwunastoletniej) figlować na swoim łóżku. On ma wzwód, natomiast one, skacząc po jego kołdrze, siadając na nim i ujeżdżając go (co dla nich jest po prostu zabawą, bo nie są świadome tego, co robi mężczyzna) doprowadzają go do orgazmu. I tak wielokrotnie, przez dłuższy czas.

Zmęczyłam się czytając tę książkę i z trudem dotrwałam do końca. Nie mogę stwierdzić, że jest totalnie zła, bo obiektywnie patrząc, wcale taka nie jest. Moja niechęć do literatury erotycznej i brak zainteresowania nią są po prostu silniejsze.

Tytuł oryginału: Delta of Venus 
Tłumaczenie: Mieczysław Dudkiewicz
Ilość stron: 380

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ocena (1-10): brak oceny

Możesz przeczytać również

9 komentarze

  1. Pojawił się popyt, okazało się, że ludzie są skłonni wysupłać z portfela te XX złociszy na książki tego typu, w sposób naturalny pojawili się więc wyrobnicy, którzy taśmowo je produkują :D Tak mi się przynajmniej wydaje ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta akurat książka powstała kilkadziesiąt lat temu ;)
      Ale fakt, po sukcesie "50 twarzy Greya" ruszyła lawina treści erotycznej. Dla mnie... chyba gorszej, niż Harlequiny ;)

      Usuń
  2. Nie lubię literatury erotycznej ze względu na dosłowność jakiej ona wymaga.

    Próbowałam czytać "Judytę" i "120 dni Sodomy" markiza de Sade, ale nie przebrnęłam przez więcej niż 40 stron żadnej z nich. Została mi po tej lekturze ogromna niechęć do słowa "brandzlować" (co to w ogóle za słowo). Przeczytałam napisane przez blogerkę Kropkę "Spa pod czerwoną latarnią", bo sprezentował mi ją były, ale o ile początek nawet mi się podobał, o tyle później czytałam już tylko dlatego, ze wiedziałam, że dużo do końca nie zostało.
    Może to jakieś pozostałości pruderyjnego wychowania? ;)

    Tymczasem fragment, który przytoczyłaś, nie odpycha.

    Opisom aktów pedofilii mówimy stanowcze "NIE!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. De Sade czytałam na studiach, chyba z sześć lat temu. Przeczytałam całość, ale... uch.

      A wiesz, nawet byłam zaskoczona, że Nin w ogóle dotknęła takiego tematu jak pedofilia. Naprawdę, nie chciałabym czegoś takiego czytać po raz kolejny.

      Usuń
  3. Mam mieszane uczucia - właśnie jestem w trakcie lektury (właściwie, to drążę tę książkę już kilka tygodni, rozdział po rozdzialiku) i szczerze mówiąc, o wiele, wiele bardziej wolę Nin i jej dzienniki niż erotykę. Owszem, wznowienie jest niesione falą ramotek erotycznych, bo Nin przynajmniej tworzy literaturę a nie jakieś tanie porno i dobrze, że ktoś chciał pokazać, że można pisać o seksie nie popadając w "jamesowatość", tylko że... no nie wiem. Obojętnie mi się ją czyta, bez emocji, a te chyba literatura erotyczna powinna wzbudzać w pierwszej kolejności?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzienników nie czytałam, choć przyglądałam im się kiedyś w bibliotece. Jeśli Tobie się podobały, przynajmniej wiem, że powinnam chociaż zerknąć.

      Usuń
  4. Czemu ludzie mają potrzebę czytania czegoś takiego? Chyba chodzi tu o jakieś niezaspokojone potrzeby (bo na tej samej zasadzie można by zapytać po co powstają zdjęcia i filmy erotyczne), innej przyczyny nie widzę. Ja literaturę erotyczną omijam - zdarzyło mi się kilka razy zajrzeć i nie byłam w stanie przez to przebrnąć, głównie dlatego, że w tego typu książkach brak sensownej fabuły (stąd pojawiają się jakieś "kopciuszki", trafiające na księcia z bajki). Poza tym - jak piszesz - język jakim opisywane są sceny erotyczne najczęściej odrzuca.

    OdpowiedzUsuń
  5. I ja o tym myślałam - głównie po przeczytaniu "50 twarzy...". I doszłam do takiego wniosku, jak joly-fh: takie teksty rekompensują coś-komuś; zaspokajają braki czegoś/jakieś; może niektórzy tęsknią za czymś i w takich powieściach to znajdują... nie powiem - "50..." potrafi zmęczyć człowieka:(...
    ps - idąc za Twoim przykładem stworzyłam swoją listę seriali:http://zielonomi939.blogspot.com/2014/02/serialowo.html;
    ciekawi, co o niej powiesz:)
    Pozdrawiam:)!! Gosia

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja koleżanka pisała kiedyś bloga erotycznego. To było bardzo dziwne, bo zupełnie nie znałam jej z tej strony. Widocznie niektórzy ludzie mają potrzebę pisania czy czytania o tym :>

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.